piątek, 19 lutego 2016

"Iskierka" #1 - Mistrzostwa Klubów, Rozpoczęte!

Hejka!

Jest "Iskierka", tak jak obiecałam :). Klubowiczki są wymyślone, no w klubie Hyper Horses jest tylko Stephanie Sleepywater (czyli moje drugie konto) i nikt więcej :/ Mam nadzieję, że się spodoba, Miłego czytania! :)

***



 „A kim ty jesteś?”, „Kiedy Elise zjednoczy się z tobą, czterech generałów zbierze się po raz pierwszy, by odprawić mroczną ceremonię w sekretnej lokalizacji…”, „Mój horoskop zapisany w gwiazdach mówi, że przybędzie potwór, którego nie powstrzymam!”, „Nadszedł czas aby pozbyć się jej…”, „Ona jest zbyt niedoświadczona!”, „Ten chłopak nie nauczy się nawet przewracać monety!”, „Ty i twoi druidzi nie macie szans by nas powstrzymać!”, „W Dark Core nikt nie usłyszy twojego krzyku…”, „Widziałem jak jeździsz, radzisz sobie w siodle lepiej niż ktokolwiek inny!”

Te słowa i ich właściciele, przelatywali mi przed oczami. Patrzyłam na przeszkodę przed sobą. Był to niewysoki murek porośnięty mchem. „Tylko spokojnie” – pomyślałam. Czekałam aż Stephanie nadjedzie na swoim koniu imieniem Rock i przekaże mi czerwoną chusteczkę, z którą muszę dojechać do mety aby wygrać mistrzostwa.
Słońce próbowało się przebić przez gęste liście koron drzew, ptaki śpiewały wokoło i muczały pasące się krowy. Midnight co jakiś czas potrząsał głową, gdyż jego długa, biała grzywa spływała mu na oczy. Robiło mi się gorąco w bryczesach. Zauważyłam, że niedaleko jest portal do Sekretnego Kręgu. Nie miałam dzisiaj za grosz dobrego humoru. „Świetnie! Jak się zbłaźnię na oczach innych klubów, będę miała gdzie uciec. Jeśli Fripp jeszcze doszczętnie nie oszalał…” – pomyślałam.
Wtem rozległ się tętent kopyt. Stephanie. Jej koń pędził na sąsiedni murek. Zaczęłam odruchowo odliczać: 3… 2… 1… Hop! Rock zgrabnie wylądował po drugiej stronie.
- Molly! – Krzyczy Stephanie i wręcz „wciska” mi do rąk chustkę.
- Dawaj, Midnight! – Spięłam konia, a ten wystartował jak wystrzelony z armaty. Teraz my pędziliśmy na przeszkodę. Mocno trzymałam czerwoną chusteczkę w prawej ręce. Znowu zaczęłam odliczać: 3… 2… 1… Hop! Midnight wzbił się w powietrze. Szybko zapomniałam o myślach, które przed chwilą nie dawały mi spokoju. Wyobrażałam sobie teraz, że jadę na zaczarowanym pegazie, a  gdy skacze, rozwija skrzydła i lecimy. Midnight wylądował i ściągnął mnie na ziemię. Spojrzałam na prawą rękę czy przez te rozmyślenia nie wypuściłam jej z rąk. Na szczęście nadal tam była. Kolejne murki przed nami.
- Szybciej mały, szybciej – szepnęłam i ścisnęłam go łydkami. Ogier posłuchał polecenia. Odległość między nami a przeszkodą szybko się zmniejszała.  Kolejne odliczanie: 3… 2… 1… Hop! Dwa kroki, łydka, hop! Dwa murki za nami. Okrążyliśmy ogromny dąb. Trzy przeszkody: dwa murki i płot, który wyglądał naprawdę paskudnie. Za nimi czekali przedstawiciele innych klubów, sędziowie i Hyper Horses. Stephanie była już na miejscu. Dziewczyny widząc mnie, zaczęły skakać, krzyczeć i dopingować.
Uśmiechnęłam się. Kolejne murki pokonaliśmy jak poprzednie – bez problemu! Zostało kilka metrów do tego płotka-paskudy. „Dam radę! Dam radę!” – powtarzałam w myślach. Poruszałam się razem z koniem, byliśmy niesamowicie zgrani. Midnight przyspieszył, zbliżaliśmy się do przeszkody zbyt szybko.
- Midi! Zwolnij! – Krzyczałam, ale gdy próbowałam ściągnąć wodze, prawie że wyrywał mi je z rąk. Zostało jakieś sto metrów do skoku. – Midnight, proszę!
„Coś się stało…” – pomyślałam i złapałam się rękami grzywy, spuszczając głowę w zamyśleniu. „Midnight zawsze się mnie słucha.” Nagle ogier zarżał przeraźliwie, strzelił barana i zaczął gwałtownie hamować. Przechyliłam się niebezpiecznie do tyłu i krzyknęłam – NIE!
Midnight złapał równowagę i wyskoczył w górę niemalże pionowo. Nogi wypadły mi ze strzemion, chwyciłam się mocniej grzywy konia, ale nie puściłam chustki. Ciało wygięło się ogierowi w łuk. Bałam się, że Midnight obróci się w locie i upadnie, ale na szczęście tak się nie stało. Wylądowaliśmy po drugiej stronie i pędziliśmy na metę. Koń jeszcze raz strzelił barana, a potem najszybciej jak umiał, pokonał odległość do końca i zatrzymał się gwałtownie. Na twarzach wszystkich malował się strach: klubowiczów, pani weterynarz, lekarza, sędziów (choć starali się tego nie okazywać), ale najbardziej przerażone były dziewczyny z Hyper Horses. Nawet wydawało mi się, że konie omal nie zemdlały. Widziałam jak sędziowie się naradzają. „Zaliczą nam…?” – pomyślałam ze strachem. Nie dałam rady zsiąść z siodła, jakby emocje przykleiły mnie do niego. Nagle jeden z sędzi bierze mikrofon i przykłada go do ust. Był to mężczyzna.
- Klub Hyper Horses… - zaczął. „Proszę! Błagam!” – błagałam w myślach. – …kończy wyścig z czasem: dwie minuty, pięć sekund i czterdzieści osiem setne. Przejazd bezbłędny.
Odetchnęłam z ulgą. Wszyscy zaczęli wiwatować. Drżącymi rękami oparłam ręce o siodło i przerzuciłam prawą nogę na tą samą stronę gdzie była lewa. Palce straszliwie mnie bolały. Gdy stanęłam na twardym gruncie, nogi ugięły się pode mną. Wtedy dziewczyny podbiegły i podtrzymały mnie.
- Już dobrze, Molo – powiedziała Stephanie łapiąc mnie pod piersiami i uśmiechnęła się się. – Powinien cię obejrzeć lekarz, a Midnighta weterynarz. Ten skok wyglądał naprawdę niebezpiecznie…





















 - I jak Molly? – zapytała Lilian - liderka klubu.
- W porządku – odparłam, głaszcząc Midnighta po pysku. Nadal był spięty. – Lekarz powiedział, że będę miała najwyżej kilka pięknych siniaków, bo poobijałam się trochę o siodło i strzemiona, a Midnightowi nic nie jest.
- To dobrze – uśmiechnęła się Julia. – Nie wytrzymam tego napięcia!
Chwilę potem wstał drugi sędzia, także mężczyzna. Podniósł mikrofon i zaczął mówić.
- Zanim ogłoszę zwycięzcę, chcę pogratulować wszystkim klubom, za dotarcie do tak wysokiego poziomu w zawodach – rzekł. Rozległy się wiwaty. Sędzia uciszył wszystkich gestem dłoni. – Trzecie miejsce zajmuje klub Fall Heroes!
Rozległy się brawa.
- Drugie miejsce, zajmuje klub Sun Owls! – Kontynuuje sędzia. Złapałyśmy się z dziewczynami za ręce. Czy to możliwe abyśmy… - I pierwsze miejsce… zajmuje… klub Hyper Horses.
- Nie wierzę! – Krzyknęła Lucy. Wszystkie się przytuliłyśmy i piszczałyśmy. Chwilę po opadnięciu emocji odebrałyśmy nasze błękitne rozetki i puchar. Był wysoki. Ustawiłyśmy się do zdjęcia, na prośbę kilku dziennikarzy. Dziewczyny i ja położyłyśmy sobie ręce na ramionach i uśmiechnęłyśmy się. Jednak czułam, że Midnight nadal jest spięty. „Co ci jest?” – zastanawiałam się w myślach. „Czego się boisz?”

Zapadła noc na Wyspie Padok. A nocy zawsze towarzyszy jej rodzeństwo – mrok i ciemność. Za padokiem, znajdowało się zboczę, a zanim kamień runiczy. Pod osłoną nocy, mrok i ciemność „dokonali swego dzieła”. Energia z Pandorii, zaczęła nabierać na sile i rozpychać kamień od środka. Dwa różowe światełka latały wokół. Kamień zaczął pękać. Dopiero po chwili, jeśli ktoś dobrze by się wsłuchał, mógł z pęknięć usłyszeć ciche krzyki…

***

Zastanawiacie się pewnie: Kto to Nadia? Jaki Pink City Club? Otóż, zostałam wywalona z Thunder Manatess. Należę teraz do klubu Pink City Club, a jego właścicielką jest Nadia Macforce ;). Mam nadzieję, że się spodobało i będziecie czekać na kolejne rozdziały ;).

Pozdrawiam

Molly

2 komentarze:

  1. Supiiii ^^
    Ale... jakich siniaków!? Przecież chyba nie spadłaś, ni nic..
    Tak to świetnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale na pewno podczas tej szalonej jazdy, trochę się poobijałam ;). Ja w realnym świecie miałam siniaka na pół łydki, bo przycisnęłam ją puśliskiem do siodła...

    OdpowiedzUsuń